Kiedy zaangażowane są dzieci, kiedy warto podjąć ryzyko?
Kiedy zaangażowane są dzieci, kiedy warto podjąć ryzyko?
Anonim

Posiadanie dziecka zmusza cię do ponownego przyjrzenia się stylowi przygody, zwłaszcza gdy jesteś uwięziony w burzy na morzu z rocznym dzieckiem.

„Posiadanie dziecka otwiera cię na śmierć w zupełnie nowy sposób”.

Molly łódź niebezpieczeństwo dziecka!
Molly łódź niebezpieczeństwo dziecka!

Roczna Molly Stark na pokładzie Helen B

Nasz nauczyciel klasy urodzeń powiedział to mimochodem. Teraz zrozumiałem, co miała na myśli.

Peter i ja staliśmy w kabinie naszego Cal 25, niegdyś żwawego, a teraz wypuszczanego na pastwisko, i usiłowaliśmy dostroić trzeszczące morskie radio. Przyjechaliśmy samochodem do przystani Shilshole Bay Marina w Seattle poprzedniego wieczoru i spaliśmy na pokładzie, przytuleni do urwisk. Teraz, gdy spojrzałem przez zejściówkę w kabinie, nowy dzień nie był obiecujący. Metalowe fały, naciągnięte na las aluminiowych masztów, trzaskały i brzęczały w kapryśnym, porywistym wietrze, jak indonezyjska orkiestra gamelanowa.

Znaleźliśmy kanał NOAA.

„Zalecenie dotyczące małych statków obowiązuje do jutrzejszego wieczoru. Fale wiatru od dwóch do czterech stóp… wiatry południowo-zachodnie od 15 do 25 węzłów… deszcz…”

Nic z tego nie miałoby znaczenia – w rzeczywistości lubię utknąć, mieć wolny od poczucia winy pretekst do odpoczynku i czytania – z wyjątkiem tego, że łódź była udziałem. Zjadano nasze przydzielone pięć dni.

Nie wspominając już o tym, że nasza roczna córka, Molly, kopała u naszych stóp, dodając zupełnie nowy wymiar napięcia. Ogólnie rzecz biorąc, w poprzednich przygodach Peter i ja zdołaliśmy znaleźć całkiem dobrą równowagę między ryzykiem a bezpieczeństwem. Przynajmniej przeżyliśmy. Ale teraz wyobraziłem sobie, jak nasze dziecko z cherubinem spada jak kula do kręgli w obolałe kości głębiny Dźwięku. Próbowałem zapanować w przerażających myślach, które zaczęły kłębić się w moim umyśle. Mogłem rozpoznać je jako nieprawdopodobne, ale to nie powstrzymało ich przed przybyciem. Postanowiliśmy poczekać do późnego ranka. Może coś się zmieni.

Nic się nie zmieniło. W Shilshole znajduje się 1 400 poślizgów. Ani jedna łódź nie drgnęła.

Z Molly owiniętą w stos i wepchniętą do dziecięcego plecaka, wspięliśmy się na kamienny falochron, który osłania stłoczone łodzie przed otwartym dźwiękiem. Patrzyliśmy przez białe czapki na wyspę Bainbridge po drugiej stronie.

„Myślę, że do Langley jest jakieś 23 mile morskie” – powiedział Peter. „Może moglibyśmy spróbować pierwszego etapu i zobaczyć, jak to jest”.

Ogólnie rzecz biorąc, stwierdziliśmy, że najlepszym sposobem oceny ryzyka jest zbliżenie się do niego tak blisko, jak to tylko możliwe, czy to w przenośni, czy dosłownie – poprzez rozmowę z kimś w podobnej sytuacji lub przez uważne węszenie w siebie. Postanowiliśmy wejść do środka. Ale najpierw opracowaliśmy plan bezpieczeństwa.

Naszym pierwotnym celem była pięciodniowa, 70-milowa podróż. Jechaliśmy zygzakiem na północ do Anacortes, spotykaliśmy się z moim tatą, a następnie kierowaliśmy się na zachód do Friday Harbor na wyspie San Juan, gdzie przekazywałyśmy łódź innym właścicielom.

Nasz nowy plan polegał na zaryzykowaniu jednej nogi na raz i ponownej ocenie. Założyliśmy Molly uprząż dla ławy przysięgłych, przywiązując jeden koniec liny do jej talii, a drugi koniec do knagi. (Bez wątpienia są do tego rzeczywiste uprzęże, ale nie mieliśmy.) Gdyby Molly jakimś cudem się poluzowała i została wyrzucona za burtę, miałem rzucić się za nią, podczas gdy Peter próbował sprowadzić łódź. Pływałem w Zatoce długodystansowo i zbyt dobrze znałem uczucie skamieniałego zimna. Zaczyna się w twoich kończynach i kolonizuje twoje ciało jak kostka lodu zamarzająca z zewnątrz. Ale ja byłem silnym pływakiem, a Peter był lepszy z łodzią. Gdybyśmy czuli, że wchodzimy ponad naszymi głowami, zawsze moglibyśmy zawrócić.

Wracając do łodzi, uruchomiliśmy silnik. Na próbę wyszliśmy do wejścia. Dotarliśmy do końca falochronu. Wypełzając na otwartą przestrzeń, szybko zostaliśmy wciągnięci we wznoszący się, opadający, kołyszący się, toczący bezmiar wody i nieba. Ślizgając się na mokrym pokładzie, gorączkowo podniosłem grot, próbując nas ustabilizować. To pomogło. Otworzyłem właz i spojrzałem w dół. Zaklinaliśmy Molly między poduszkami w koi V na dziobie, żeby nie ślizgała się za każdym razem, gdy się turlaliśmy. Daleka od paniki, po prostu zasnęła.

Z perspektywy czasu uderzyło mnie, że bez obawy „a co jeśli?” i tragiczne wyobrażenia najgorszych scenariuszy, szalona jazda była totalną eksplozją. Pamiętałem, że jako dziecko kręciłem się i kręciłem z zamkniętymi oczami, po pijanemu zataczałem się, aż upadłem, kochając fizyczne uczucie wymykania się spod kontroli. Kiedy to zgubiłem? Myślę, że kiedy zdałem sobie sprawę, że czasami dzieją się złe rzeczy, kiedy tracisz kontrolę. Rzeczy, których nie możesz cofnąć. Potem przychodzi ocena ryzyka. Ale dla Molly na początku nie było żadnej oceny. Powierzyła to swoim rodzicom. Czuliśmy ciężar odpowiedzialności.

Kilka męczących godzin później wpłynęliśmy do doku w Langley, urokliwym, liczącym około tysiąca mieście, na południowym krańcu wyspy Whidbey. Peter i ja czuliśmy się podekscytowani, ulżyli, wzmocnili, triumfowali i cieszyliśmy się, że możemy przestać. Molly, nieświadoma, była wesoła jak zawsze. Wyskakując z łodzi na zakorzenione deski molo, Peter powiedział, że nigdy nie był tak wdzięczny za ziemię i schronienie.

Dlatego warto zaryzykować, choć wyrachowane. O szansę rozkoszowania się tym, co mamy, pobudzone świadomością, że w tamtym momencie mogliśmy to stracić; i za kolejny mały triumf w naszej walce ze strachem, kolejny krok w naszym poszukiwaniu szerszego świata. Oczywiście każdy ma inną tolerancję na ryzyko, a strach jest ważną reakcją na przetrwanie. Ale czasami warto się odsunąć.

Zalecana: