Jennifer Ridgeway zmarła w wieku 69
Jennifer Ridgeway zmarła w wieku 69
Anonim

Ridgeway był siłą, z którą należy się liczyć, a ponad trzy dekady z Patagonią pomogły zapoczątkować jej kultową estetykę

Jennifer Ridgeway, pierwsza dyrektorka reklamy w Patagonii i założycielka firmy, zmarła we wtorek w swoim domu w Ojai w Kalifornii po całorocznej walce z rakiem trzustki. Miała 69 lat. Przeżyła ją mąż Rick, lat 70; jej dwie córki, 36-letnia Carissa Tudor i 34-letnia Cameron Tambakis; syn Connor, 31 lat; i czworo wnucząt.

Pracownicy firmy przypisują Ridgeway stworzenie estetyki, która stałaby się symbolem marki Patagonia: jej zdjęcia z katalogu nie opierały się na płatnych modelach, ale na fotografiach „prawdziwych ludzi robiących prawdziwe rzeczy”, jak to ujął założyciel Patagonia Yvon Chouinard. Katalog Patagonia pod kierownictwem Ridgewaya podkreślał dokumentalny wizerunek i pomniejszał znaczenie produktu. Zdjęcia opowiadały historie, inspirowały i robiły to, do czego miały służyć: sprzedawały ubrania. Ale może nawet więcej, Ridgeway, poprzez swoje wybory, opisała kontrnarrację do kultury konsumenckiej, która wciąż zdołała zwiększyć sprzedaż. „Miała oko do autentyczności”, mówi Vincent Stanley, członek zespołu zarządzającego Patagonii od pięciu dekad, a obecnie dyrektor ds. filozofii firmy, „prawdziwe oko do piękna i bezpośrednie, cierpkie poczucie humoru”.

Jennifer Dawn Fleming urodziła się 30 grudnia 1949 r. w Jackson w stanie Oklahoma jako córka J. Carla Fleminga i Claudine Sneed, oboje nauczyciele. Rodzina, która obejmowała jej dwóch braci, mieszkała przez pewien czas w Teksasie, zanim osiedliła się w Portland w stanie Oregon. Jennifer studiowała na Uniwersytecie Mississippi i ukończyła studia magisterskie z psychologii na Uniwersytecie w Oregonie. W swoim autobiograficznym eseju „Capture a Patagoniac”, który napisała do katalogu wczesnego Patagonii, opisała pracę jako modelka od 12 roku życia do college'u, a następnie przeniosła się do Nowego Jorku, by pracować u Calvina Kleina, gdzie organizowała pokazy kuferków dla wysokiej klasy konta firmowe, takie jak Saks Fifth Avenue i Neiman Marcus.

Podróżując po Tajlandii w interesach w 1981 r., spóźniła się na lot przesiadkowy w Delhi w Indiach i „zainspirowana piosenką Cat Stevens”, napisała, wybrała objazd do Katmandu w Nepalu. Jak powiedziała, zarezerwowała ekskluzywny hotel Yak and Yeti i wkrótce została zaliczona do baru przez pisarza wspinaczy z kontraktem z National Geographic, który nagle zaprosił ją na trzytygodniowy spacer po Sagarmatha National. Park, w którym znajduje się Mount Everest.

„Mam na koncie mnóstwo rupii i wynajmę ci armię Szerpów. Popijemy Rémy Martin w Namche Bazaar i zjemy stek z jaka na lodowcu Khumbu”- powiedział wspinacz.

Zaprzeczyła, mówiąc: „Ale najdalej, jaką kiedykolwiek przeszłam… jest z taksówki na Piątej Alei do głównego wejścia do Bergdorf Goodman”.

Wspinacz, Rick Ridgeway, poprosił ją o wizytę, gdy podróże służbowe przywiodły ją do południowej Kalifornii. Trzy miesiące później to zrobili. Drobny Ridgeway spotkał ją na lotnisku ze swoimi dwoma równie drobnymi kumplami: bardzo podnieconym Yvonem Chouinardem i japońskim alpinistą Naoe Sakashitą. „Świetnie”, napisała później, gdy zdała sobie sprawę, że koszt jej jedwabnej sukni, pereł i pięciocalowych obcasów przewyższał koszt Datsuna Chouinarda z 1969 r. „Ugoszczą mnie trzy pijane krasnoludy”. Domek na plaży na południe od osiedla Santa Barbara w Montecito, w którym Ridgeway obiecał ich umieścić, okazał się szopą w Ventura, ale zimą 1982 roku oboje pobrali się. Jennifer została zmobilizowana do Patagonii, zatrudniona przez Krisa Tompkinsa, ówczesnego dyrektora generalnego, i przydzielona do marketingu. „Przez kilka pierwszych miesięcy zajmowałam się reklamą, sztuką i PR” – wspomina Jennifer. „Kazali mi nawet pisać kopię katalogu. Gdy tylko umiałem przeliterować polipropylen, zacząłem planować kampanie reklamowe bielizny długiej… współpracując z mediami, prowadząc program prozakupowy, zarządzając produkcją katalogów i tworząc dział fotograficzny”. W tym samym roku firma wyprodukowała swój drugi katalog oparty na stylu życia.

W 1986 roku, gdy firma się rozrastała, Ridgeway radośnie scedowała niektóre z tych ról specjalistom, ale zachowała posadę, która sprawiała jej najwięcej przyjemności: reżyserkę zdjęć, z pomocą kilku długoletnich pracowników, w tym Karen Bednorz (obecnie dyrektora firmy). archiwistka fotografii historycznej) i Jane Sievert (która przejęła rolę Ridgewaya), zarządzając kadrą sportowców-fotografów - setek z nich - z których większość była przyjaciółmi lub przyjaciółmi znajomych. Niektórym dano ubrania, aby ubrać ich partnerów do wspinaczki, wiosłowania i łowienia ryb. Pracowali bez skrupułów zgodnie ze specyfikacją lub w ogóle nie działali. Dziesiątki tysięcy zdjęć toczyło się co roku w drzwiach, składanych, jak wspomina Bednorz, w sześciu pudłach na dużym wózku, który zespół wytaczał ze skarbca każdego ranka i zamykał na klucz każdej nocy.

Większość z nich zrozumiała, że, jak napisał Ridgeway w 1986 roku: „Celem zdjęć jest zmieść ludzi, zainspirować ich – pozwolić im wyobrazić sobie, jak to jest być „tam”, a nie siedzieć przy biurku lub w środku. z przodu telewizora. Przesłanie jest takie, aby wstać z tyłka i wyjść tam i robić różne rzeczy.

A ponieważ coraz więcej z nich wstało i robiło różne rzeczy, zrobili to także fotografowie, którzy szybko nauczyli się, że aby dostać się do książki, ich zdjęcia wymagały pewnego rodzaju brutalnej szczerości i nieskryptowanego je ne sais quoi.

Zgromadzili obrazy, które teraz uważano za kultowe, jak ten, na którym mama rzuca swoje zawinięte noworodka przez mały kanion w czekające ramiona taty. Jednak dzięki zastosowaniu systemu, w którym zarówno freelancerzy, jak i każdy fotograficznie nastawiony klient przesyłający zdjęcia, chcąc nie chcąc, świadomie zwiększyli swoje obciążenie pracą. „Nigdy nie będę tak ciężko pracować dla nikogo przez resztę mojego życia” – mówi Sievert, która nazywa swoją przyjaciółkę „po części duchową matką, a po części mistrzem Zen”. Ridgeway zatrudniła Sievert do jej wspinaczkowego doświadczenia – żeby lepiej zrozumieć prawdziwe ujęcie wspinaczkowe z symulakrum jednego – a nie do swoich zdjęć, ponieważ ich nie miała. „Byłem taki zielony, a Jennifer była taka hojna” – mówi Sievert. Sievert pamięta, że we wczesnych latach Ridgeway zachęcała ją do spędzania czasu na świeżym powietrzu, wspinaczki i jazdy na nartach, nie tylko do pielęgnowania relacji z fotografami, ale także do doskonalenia własnych talentów sportowych, ponieważ „nie możesz tego zrobić, jeśli nie jesteś w tym”. Bednorz wspomina, jak Ridgeway pomógł jej uporządkować jej życie osobiste. „Miałem za pasem kilka związków” – mówi Bednorz. „Nauczyła mnie, że zdrowy jest możliwy”.

Z biegiem czasu Ridgeway zajmowała się własną rodziną i innymi projektami, często pracując niezauważenie i nie zapowiedziane w tle (jest niewiele zdjęć samej Ridgeway), z taką samą dbałością o szczegóły i skupienie, z jaką sprawdzała przesyłane zdjęcia. W 1985 roku, wraz z Malindą Chouinard, Ridgeway współtworzyła żłobek w Patagonii (koncepcję, którą oboje zaczęli realizować dwa lata wcześniej), ostatecznie zapisując wszystkie troje swoich dzieci jako dowód koncepcji (obecnie uczęszcza jej czworo wnucząt), a następnie w 2016 r., ponownie z Malindą Chouinard, napisała „Firma rodzinna: innowacyjna opieka nad dziećmi na miejscu od 1983 r.”, aby zainspirować inne firmy do tego samego. W 2011 roku Sievert i Ridgeway są współautorami Unexpected: 30 Years of Patagonia Catalog Photography, książki, którą Centrum Banff uhonorowało nagrodą za najlepszą książkę – obraz górski.

Dar Ridgewaya, mówi Stanley, polegał na kultywowaniu portfolio zdjęć w każdym katalogu, które pozwalały ludziom zobaczyć siebie w tej działalności. „Zmieniło to sposób, w jaki branża postrzega sport” - mówi. Stanley mówi, że nawet bardziej niż obrazy ekstremalnych sportowców zaangażowanych w działania, z którymi wielu może nie być w stanie się odnieść, Ridgeway starał się zanurzyć swoich klientów w dzikich krajobrazach, które celebrowano na tych zdjęciach.

Zawsze jako praktykantka, Sievert postrzega siebie jako obrończynię wizji Ridgewaya i swojego przyjaciela do odnalezienia ostatecznego, autentycznego wizerunku. „Nie możesz napisać scenariusza życia” – mówi Sievert, wnioskując, że fotografia Patagonii również nie jest napisana w scenariuszu. A jeśli o to chodzi, śmierć też nie.

W 2009 roku dla National Geographic Traveler „Knocking on Heaven’s Door” Rick Ridgeway pisze o wycieczce do Patagonii – jego pierwszej z Jennifer i trójką ich dzieci. Jedna scena ma miejsce na lodowcu Moreno w Parku Narodowym Los Glaciares.

„Z parkingu schodzimy przez las karłowatych buków do szeregu platform widokowych, które sprowadzają nas oko w oko ze ścianą lodu o wysokości 200 stóp i długości trzech mil. Jennifer stoi sparaliżowana, potem patrzy na mnie i układa usta w ciche „łał!”, jakby wypowiedzenie czegokolwiek na głos byłoby tak samo lekceważące w tej naturalnej świątyni, jak w katedrze stworzonej przez człowieka. Jednak wszyscy odwiedzający lodowiec Moreno mają nadzieję usłyszeć hałas: ogromne bloki lodu od czasu do czasu pękają z trzaskiem wystrzału, a następnie gigantycznym pluskiem do jeziora.

„„ Będę zmusić jednego do zerwania”, mówi Jennifer z pewnego rodzaju determinizmem New Age, sprzecznym z jej zwyczajowym sposobem patrzenia na świat przyczynowo-skutkowym. Trzymam aparat w pogotowiu, kiedy ona patrzy na lodowiec. Mija godzina, potem dwie. Słońce zachodzi i powietrze się ochładza.

„Wydaje mi się, że teraz nie chce się zepsuć. Może tak jest lepiej” – mówi Jennifer. „Teraz mamy więcej powodów do powrotu”.

Zalecana: