Jak tanie karnety Combo wpływają na małe tereny narciarskie?
Jak tanie karnety Combo wpływają na małe tereny narciarskie?
Anonim

Karnety nigdy nie były tańsze. Ale czy duże rabaty zniszczą twoje lokalne wzgórze?

To dobre czasy, by poruszać się po kontynencie w poszukiwaniu proszku. Dzięki konsolidacji kurortów i pojawieniu się bardzo przystępnych cenowo karnetów do wielu ośrodków, cena jazdy na nartach nie była tak tania od czasu pojawienia się wyciągów krzesełkowych. To sprawia, że narciarze są szczęśliwsi w ogólnie drogim i płaskim sporcie. Istnieje jednak potencjalna wada. Ponieważ duże konglomeraty kupują ośrodki wypoczynkowe, łączą je i sprzedają dostęp do swojej sieci z dużym rabatem, rośnie obawa, że małe dzieci zostaną wykluczone z gry.

Wcześniej karnety sezonowe kupowali miejscowi narciarze lub zamożni właściciele drugich domów. Większość była droga, czasami nawet 1500 dolarów; większość urlopowiczów kupiła dzienne bilety na wyciągi. Następnie, w 2008 roku, Vail Resorts zadebiutowało Epic Pass. Kosztował 579 dolarów i oferował nieograniczone możliwości jazdy na nartach we wszystkich sześciu posiadłościach Vail w Kolorado i Kalifornii.

W zeszłym roku Vail sprzedało 350 000 karnetów, które teraz kosztują 769 USD za nieograniczoną wersję. To tylko jedna z wielu dostępnych opcji multi-resort. Istnieje również Mountain Collective Pass (dwa dni jazdy na nartach w siedmiu ośrodkach za 399 USD), Intrawest Passport (sześć dni w sześciu ośrodkach za 589 USD) oraz Cali4nia Pass (nieograniczona jazda na nartach w czterech ośrodkach, 799 USD).

Te schematy cenowe nie odzwierciedlają prawdziwych kosztów eksploatacji skoczni narciarskiej. Boyne Resorts, największy prywatny operator w kraju, wydaje ponad 25 milionów dolarów rocznie na obsługę floty 85 ratraków. A zanim sprzedał swoje udziały Vail Resorts, Park City Mountain Resort oszacował, że zainwestował 10,5 miliona dolarów w windy w ciągu ostatniej dekady.

Przepustki do wielu ośrodków są znane w handlu detalicznym jako lider strat, podobnie jak darmowe drinki w kasynach w Las Vegas. Jeśli jesteś dużą, pionowo zintegrowaną firmą, możesz sobie pozwolić na stratę pieniędzy na działalności operacyjnej i nadrobienie tego na burgerach i lekcjach jazdy na nartach. (TripAdvisor szacuje, że przeciętny narciarz docelowy wydawał 750 USD dziennie w Vail zimą 2011-12.)

Dla setek mniejszych niezależnych ośrodków jest to ryzykowny model biznesowy. „Kiedy 500 dolarów daje ci dostęp do 12 ośrodków, ludzie szydzą z kupowania jednodniowych biletów nawet za 49 dolarów”, mówi Aaron Brill, współzałożyciel Silverton Mountain, małego, głównie backcountry ośrodka narciarskiego w południowo-zachodnim Kolorado.

Na wschodnim wybrzeżu, gdzie przepustki do wielu kurortów jeszcze nie zinfiltrowały rynku tak głęboko, jak na Zachodzie, Mad River Glen, jedyny w kraju ośrodek narciarski typu non-profit, organizowany przez spółdzielnię, nerwowo obserwuje ten trend. „Nasza działalność dotyczy biletów na wyciągi i karnetów sezonowych. Nie mamy innych opcji” – mówi dyrektor marketingu Eric Friedman. „Nie ma mowy, abyśmy mogli konkurować cenowo z tanią przepustką sezonową”.

Nawet niektóre większe firmy narciarskie martwią się skutkami nowych struktur cenowych. „Zdecydowanie martwi branża jako całość, jeśli stracimy zbyt wiele ośrodków feederowych i lokalnych terenów narciarskich” – mówi Steve Kircher, który prowadzi osiem z dziesięciu gór Boyne. „Obowiązkiem większych facetów jest pomaganie mniejszym obszarom w naszych regionach”. Boyne pomaga sąsiednim ośrodkom, przekazując sprzęt do pielęgnacji i oferując wzajemne rabaty. Ale to jeden z nielicznych dużych konglomeratów, które to robią.

W międzyczasie nawet najgłośniejsi krytycy wielkich kurortów poddają się presji. Tej zimy Silverton zadebiutował z karnetem za 299 USD, który zapewnia nieograniczoną jazdę na nartach bez przewodnika, a także pięć bezpłatnych dni w Arapahoe Basin, Monarch i Taos. Szybko się wyprzedał.

Zalecana: